PTS podwodny

Czas na ciąg dalszy atrakcji rozładunkowych. Zakończyliśmy na tym, że jeden PTS się spalił, a drugi utknął na brzegu z licznymi usterkami. W czasie kiedy chłopaki walczyli z naprawą złomu (nie bójmy się tego słowa), Horyzont II popłynął do Longier odstawić ludzi na samoloty oraz zatankować 70000 litrów paliwa, które jest nam potrzebne, żeby przetrwać zimę. Tak na marginesie, to owo paliwo miało do nas przypłynąć już w sierpniu, ale norweski tankowiec kilka razy przekładał termin, aż w końcu sam uległ awarii, która skutecznie wyłączyła go z całej operacji. Taka heca.
Wizytę w Longier jeszcze odłożę na dalszy plan – ale spokojnie, będzie relacja. Tymczasem, we wtorek przed południem pojawiliśmy się ponownie wraz z Horyzontem w naszej zatoce. Przywitała nas mgła, ulewa i niedźwiedź Mariusz na brzegu (tak, tak, ten sam). Idealne warunki do rozładunku… szczególnie, że PTS mimo ostrej walki nadal był w stanie rozkładu. Nadmienię, że ostra walka oznacza tu, że pół amfibii trzeba było rozebrać, żeby dostać się do niektórych części, a gąsienicę ostatecznie ciąć palnikiem, bo inaczej się nie dało.
Wróćmy jednak do rozładunku. PTS rozbebeszony, a my tu mamy jeszcze do przewiezienia całą drobnicę, chłodnie i mrożonki, że o 70000 litrów paliwa nie wspomnę. Jest co robić, a mamy 19 września – Horyzont powinien być już w drodze do Gdyni. Z braku laku, nasz duży ponton rusza do akcji – drobne paczki, warzywa, owoce i mrożonki da się przetransportować ze statku na ponton w tzw. big bag-ach, czyli wielkich worach transportowych. Chłopaki robią kolejne kursy, a my powoli rozładowujemy to co przychodzi do odpowiednich magazynów. Cały czas jednak zostaje do załatwienia sprawa absolutnie najważniejsza, czyli paliwo na zimę. To sprawa priorytetowa, ponieważ bez tego agregaty nie ruszą, a jak nie ruszą, to my nie będziemy mieć prądu, a raczej nie pójdziemy do lasu po drewno... To co aktualnie jest w stacji paliw, nie wystarczyłoby nam na zimę. Tymczasem PTS nie chce współpracować z mechanikami, a wiatr znowu zapycha nas lodem…
21 września, w czwartek rano budzimy się i podziwiamy wielkie bryły lodu (tzw. growlery) na brzegu. Poza tymi kilkoma growlerami, które zawalają wejście do wody warunki do rozładunku wyglądają całkiem nieźle. Tylko ten lód… co tu zrobić? To bardzo proste – rozkuć! Po śniadaniu łapiemy za co się da (kilofy i inne ciekawe wynalazki) i idziemy wyżywać się na lodzie. Przy okazji pozbywamy się agresji, przebywamy na powietrzu, więc samo zdrowie :) Growlery stawiają czynny opór, ale co to dla nas – nie ma litości! Ostatnie bryły trzeba rozwalać stojąc po pas w wodzie – tu zabawnie, bo w moim przypadku nie wiadomo co bardziej dryfowało – ja czy growler :P
Jakby nie patrzeć, 2 h tępego walenia w lód później, droga jest udrożniona! PTS schodzi na wodę – jednak nie na długo. Po pierwsze lodu w wodzie jest na tyle dużo, że ciężko się przebić, a po drugie zrywa się linka od jednej płetwy sterowej. Chłopaki zawracają na ląd, żeby usunąć kolejną usterkę, co oczywiście oznacza godziny walki ze złomem. Pogoda również nie chce współpracować - po południu, zatoka jest jeszcze bardziej zawalona lodem i znowu wieje ze wschodu. Patrzymy nieufnie na prognozy i na zatokę – wygląda na to, że lód jeszcze trochę tu pobędzie. Zostaje podjęta decyzja o wysłaniu Horyzonta na poszukiwanie OBSów (ang. ocean-bottom seismometer, czyli oceaniczna boja sejsmiczna – 2 takie należące do Instytutu miały akurat wypłynąć GDZIEŚ na Morzu Grenlandzkim). Horyzont odpływa w piątek wieczorem zostawiając nas za lodową barierą dopychaną wschodnim wiatrem.
Następnego dnia rano (sobota, 23 września), o ironio, po lodzie nie ma śladu… No trudno. Horyzont szybko wraca, bo już wieczorem - (po bojach ani śladu, jeśli w ogóle wypłynęły na powierzchnię to jest szansa, że kiedyś morze może wyrzuci je na brzegi Islandii). Warunki pogodowe mogą być, PTS na chodzie, także ruszamy po paliwo. Pod osłoną nocy (bo dzień polarny już się skończył) PTS schodzi na wodę z 2 zbiornikami na paliwo i oczywiście w asyście pontonu. Okazuje się, że fale jednak są na tyle duże, że jest problem żeby przycumować do lewej burty statku. Kapitan proponuje  spróbować jeszcze na prawej burcie. Słuchamy komunikatów na radiu i obserwujemy to wszystko z brzegu – choć tak naprawdę mało co widać w tej ciemności, mżawce i zamgleniu. Komunikaty z PTSa i pontonu sugerują, że raczej nici z nocnego tankowania. W końcu światła zaczynają się poruszać w naszym kierunku, ale jakoś dziwnie. Wygląda na to, że ponton pływa w kółko. Asia się dopytuje czy aby nie było widać zbiornika na paliwo dryfującego na wodzie? Kiełkują pytania, na radiu cisza, a światełka tańczą bez ładu i składu na wodzie. W końcu rozlega się głos z radia: „straciliśmy PTSa, zatonął. Wszyscy cali i zdrowi.”. Stoimy jak wryci – ale… jak to?! Ja się śmieję, że to pewnie kiepski żart Włodka, ale…  światła coraz bliżej, ale nie słychać charakterystycznego hałasu silnika PTSa… Za jakiś czas podpływa ponton z całą załogą. Na holu mają zbiornik na paliwo. Przejmujemy go, a ponton płynie szukać drugiego zbiornika…
Przed północą wszyscy siedzimy już w mesie – nastroje nieszczególne… Chłopaki opowiadają, co się wydarzyło na PTSie. W sumie nie wiadomo, po prostu nagle zaczął nabierać wody jeszcze przy Horyzoncie. I tak dobrze, że udało się dopłynąć w okolice tzw. jaja fabisza, czyli słynnego szkieru (1/3 drogi od Horyzonta do brzegu) – tam chłopaki zdesantowali się na ponton, bo było już wiadomo, że PTS pójdzie na dno. Dobrze, że wcześniej (zanim zaczęli nabierać wody) podjęli decyzję o powrocie na brzeg, ze względu na zbyt duże fale - szczęśliwie nie zaczęli tankować paliwa do zbiorników. Również szczęśliwie (bądź nie) zbiorniki nie były przymocowane do PTS, więc puste dryfowały. Chociaż holowanie ich pontonem z silnikiem 50 koni było dosyć karkołomne...
Mechanicy spekulują, co mogło strzelić, że tak się stało. Przecież za dnia wszystko działało jak należy. Następnie narada – nadal bowiem mamy 70 tys litrów paliwa do zdjęcia ze statku. Jakie mamy opcje i możliwości? Będzie trzeba nieźle pokombinować…
Nocną akcję tankowania paliwa kończymy z wynikiem: 0 litrów przetankowanego paliwa oraz -1 PTS (ooooo-ostatni!). Ekstra.
Zdjęcia z rozwalania lodu autorstwa Kanci, a z dekonstrukcji PTS - Qby i Bartka.

CONVERSATION

2 komentarze:

  1. No Ty to umiesz budować napięcie .... :).
    A na tym zdjęciu z rozkruszania lodu, Ty jesteś z tym łomem ?
    A ja wczoraj też miałem problemy z lodem. Zabrakło .... :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Widzę ze się nie nudzicie. Ciekawe jak w końcu zatankowaliście paliwo:O

    OdpowiedzUsuń

Back
to top