Misiu

Proszę Państwa, oto miś,
Miś jest bardzo grzeczny dziś,
Chętnie Państwu łapę poda,
Nie chce podać? – a to szkoda!
Jan Brzechwa

Dziś akurat nie do końca grzeczny i dwa dni temu też nieszczególnie. Ale przejdźmy do meritum -  tak moi drodzy! Mamy nowego białego sąsiada. Zalęgł nam się niedaleko stacji, a konkretnie nieopodal naszego domku środowiskowego (oddalonego od budynku stacji o 500 m) – miś. Biały miś – niedźwiedź polarny, Ursus maritimus.
Co to oznacza w praktyce? Oznacza to, że wokół stacji od kilku dni krąży ważący od 300 do 700 kg i mieżący do 3 m długości niedźwiedź, który może rozpędzić się do 40 km/h – czyli taki miś, co to wolałbyś, żeby ci jednak nie chciał podawać łapy.

Wszystko to za sprawą renifera, który padł, tudzież któremu miś pomógł paść. Mniejsza o to - miś się stołował. A stacyjna załoga wciągała przysłowiowe gacie (gdyż odkrycie nastąpiło rano) by z aparatami ruszyć na spotkanie białego gościa. Tym razem też z bronią i rakietnicami. Specjaliści od liczenia niedźwiedzi twierdzą, że jak miś jest zajęty posiłkiem to można mu praktycznie wsadzić palec do nosa. Postanowiliśmy jednak nie testować tej teorii w praktyce. Biały miś okazał się nie taki biały – raczej ubabrany w błocie i krwi – co też daje do myślenia. Przypominam przy okazji, że nie ma większego drapieżnika w Arktyce, a na Spitsbergenie niedźwiedzi mieszka więcej niż ludzi i to tak ze 2x więcej. Ale wróćmy do naszego nowego kudłatego sąsiada. Mariusz, bo jak głosi tradycja, ten kto wypatrzy misia, zapisuje to w księdze obserwacji niedźwiedzi i… nadaje delikwentowi imię. Także niedźwiedź Mariusz, zajęty był zjadaniem renifera i rzeczywiście nieszczególnie się nami przejmował. Można było wreszcie zrobić zdjęcie na którym będzie widać, że ta pożółkła plama to niedźwiedź polarny (notabene – ktoś tu zamawiał misia ;). Po jakimś czasie wciągnął truchło między skały i zniknął nam z oczu. Okazało się, że jednak postanowił zostać na dłużej, co jakiś czas wyłażąc zza tej samej skały albo ostentacyjnie się na niej wylegując.

Dzisiaj Mariusz wybrał się na zwiedzanie okolic stacji, co odkryłam ja. Usiadłam właśnie do komputera w swoim pokoiku, patrzę przez okno, a tam coś białego łazi przy beczkach z paliwem, które są bliżej brzegu. Misiek sobie spacerował przy brzegu - obwąchał nasze PTSy (ruskie amfibie) i pomaszerował do Banachówki. W stacji podniosło się larum, bo na brzegu przy Banachówce działało akurat naszych dwóch kolegów. Szczęśliwie Mariusz ich nie zauważył i po tym, jak obadał nasze beczki poczłapał sobie w kierunku swoich skał. Jak się okazało po południu, jego spacer sięgnął aż na Wilczka – o czym może świadczyć zdarta drewniana osłona okna w naszym husie. Dzisiaj był już białym misiem – przez ostatnie dwa dni padało, więc się trochę uprał. Taki ładny biały miś, jeszcze jak tak czasem stanie albo usiądzie, to już w ogóle wygląda, jak taka słodka pierdoła. Naprawdę, jak tak człapie, to wcale nie wygląda na takiego, co 50 m pokonuje w 4-5 sekund, żeby Cię zabić. Na śmierć.
 
Tak w ogóle to Mariusz, to nie jest nasz „pierwszy” misiek – pierwszego mieliśmy okazję obejrzeć w połowie sierpnia. Ale był tak daleko, że na zdjęciu widać było tylko niewyraźną plamkę, która dopiero w naszej wyobraźni stawała się potężnym niedźwiedziem. Niemniej jednak ten „pierwszy” kontakt wywołał w stacji euforię. Nie da się bowiem ukryć, że przecież każdy kto tu przyjeżdża po raz pierwszy, chce zobaczyć „misia”. W związku z powyższym, kiedy w mesie padło sakramentalne „misiek za oknem!” tłum ludzi zamiast chwytać za broń i radio, zaczął chwytać za aparaty i lornetki. Część pobiegła odpalać drony, druga część wybiegła przed bazę, a trzecia biegała w misiowym amoku. Misio poszedł jednak swoją drogą i nieszczególnie miał ochotę zwiedzać stację z bliska. Chyba wszyscy, którzy byli wówczas w stacji wylegli na zewnątrz. Padła nawet propozycja foto-pościgu – tak właśnie zachowują się ludzie, którzy spędzili tydzień w maju zamknięci w bunkrze ucząc się, jak strzelać z rakietnic, shotgunów, strzelb, dubeltówek, sztucerów, rewolwerów… w razie gdyby przyszło im spotkać misia w terenie.  Ale o broni będzie przy innej okazji.

Tymczasem puszczajcie sobie „Białego misia” na głośnikach i oglądajcie niedźwiedzia Mariusza :)
 

CONVERSATION

4 komentarze:

  1. no bardzo ładny, tylko Ty tam nie sprawdzaj, czy w Krasulach też aby nie gustuje :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. hehe, kusi, żeby misia poczochrać, ale może wyjątkowo spasuję ;P chyba, że się trafi taki, co będzie chrobotka wcinał... ale wiadomo, czy to nie będzie oszust jakiś?

      Usuń
  2. Ależ on się uroczo uśmiecha do aparatu! ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A jak usiądzie to już w ogóle wygląda jak taka pocieszna ciapa ;)
      Uśmiech ma ładny, a i owszem, chyba używa kolgejt ;P

      Usuń

Back
to top