Jesień za pasem

Wszelkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że lato w Arktyce nieuchronnie dobiega końca.

Powoli na naszym „podwórku” robi się coraz ciszej - odleciały już alczyki, sprawcy największej wrzawy. Niedługo odlecą też bernikle i inne ptaki. Za oknem zagości zimowa cisza przerywana łomotem fal i wyciem wiatru. Napotkane ostatnio lisy polarne wyglądają, jakby się nagle zestarzały. Nie osiwiały jednak ze strachu ani ze starości – to znak, że również one szykują się powoli do zimy i niedługo zamienią się w białe futrzaste kule. Renifery natomiast dopiero co przestały wyglądać jak zombie, a już w szale wyżerają ostatki chrobotka na tundrze.

Nagle w nocy jest niby jasno, ale jednak ciemniej. Mimowolnie zaczynamy zapalać światła w pokojach i innych pomieszczeniach. Nic w tym dziwnego – z wtorku na środę mieliśmy pierwszy zachód słońca (zupełnie dla nas niewidoczny, gdyż nie dość, że był za górami, to jeszcze panowała wielka pochmurność). Oznacza to jednak, że oficjalnie skończył się właśnie dzień polarny i bardzo powoli w nasze progi zacznie zakradać się zapomniana na chwilę NOC. Choć w ogóle nie będzie na razie przypominać klasycznej nocy, bo nadal jest jasno. Można by to trochę porównać do letniego świtania w Polsce.

Dodatkowo, Hornsund otuliły znów mgły, a niebo zasłoniły gęste i nisko zawieszone chmury. Powróciła pogoda „barowa”. Leopold Staff pisał:

„O szyby deszcz dzwoni, deszcz dzwoni jesienny
I pluszcze jednaki, miarowy, niezmienny,
Dżdżu krople padają i tłuką w me okno...
Jęk szklany... płacz szklany... a szyby w mgle mokną
I światła szarego blask sączy się senny...
O szyby deszcz dzwoni, deszcz dzwoni jesienny...”

O, jak doskonale pasuje to do naszej aktualnej aury za oknem. Polarnicy jacyś tacy bardziej senni, zalegają na kanapach w mesie ziewając niczym lwy na sawannie. I nikt się jakoś szczególnie nie wyrywa, żeby iść w teren. Człowiek ma za to ochotę na kubek ciepłego kakao, równie ciepły kocyk i muzyczkę. Jednym słowem jesień!

Jesień na niebie, ale i na ziemi. Zmiany zachodzą wszędzie, również na tundrze, a tundra, jak to kobieta, zmienną jest. Jeśli spojrzymy pod stopy i przyjrzymy się jej z bliska, to dostrzeżemy, że przybrała barwy jesieni. Liście na „drzewach” (tak, tak, mamy tutaj drzewa, choć ich wysokość rzadko przekracza 1 cm) mienią się odcieniami żółci i czerwieni. Tylko żeby uzbierać kolorowy bukiet liści, trzeba by pójść z lupą i pęsetą ;)

Jest jeszcze jeden zwiastun ewidentnego końca lata – we wtorek o 16:00 Horyzont II wypłynął z Gdyni i pruje na północ. „Pruje” to eufemizm, na razie ledwo się toczy z prędkością 7 kn/h). Kierunek: Hornsund. To oznacza, że za niecały tydzień o tej porze będziemy najpewniej w środku walki z rozładunkiem. Oznacza to też, że powinniśmy zacząć wznosić modły do niebios o sprzyjające warunki pogodowe oraz sprawnie działające pojazdy maszynowe. Poza tym, przygotowania do rozładunku trwają u nas już od jakiegoś czasu. Robimy miejsce na hali, pakujemy palety z rzeczami, które mają popłynąć do Polski lub do Longier. Niedługo będą musieli zacząć się pakować też nasi letnicy- przypłynięcie Horyzonta oznacza, że ich przygoda na Spitsbergenie dobiega końca. Niedługo, a konkretnie 10 września, opuszczą Hornsund, a my przybliżymy się do zimowania. Nie piszę, że zaczniemy zimowanie, bo ostatni letnicy (oceanograf i drugi kucharz) wraz z ostatnimi gośćmi opuszczą nas 30 września.

Kiedy zleciało to lato? Nie mam pojęcia… ale i tak nie mogę już się doczekać, kiedy zrobi się biało :) 

Renifery mają jakiś czujnik - ile razy próbuję zrobić im ładne zdjęcie, to obracają się rufą do obiektywu...

 

CONVERSATION

0 komentarze:

Prześlij komentarz

Back
to top