Wieje...

... od 3 dni. I wyje, i tłucze niczym w bloku grozy tylko, że rzeczy jeszcze nie spadają z półek. Nie oznacza to natomiast, że nie wędrują po okolicy, bo wędrują ;) Wczoraj np. goniliśmy schodki od klatki meteorologicznej, które postanowiły się wybrać na spacer z beczką po paliwie. Dzisiaj musieliśmy ustawić budę Ragny na miejscu, bo przez noc się trochę przemieściła (ciekawe czy Ragna była wtedy w środku :P).  To wszystko dzieło wschodniego wiatru, który towarzyszy nam od kilku dni i trochę utrudnia życie. Oceanograf nie może wypłynąć na pomiary, geodeta siedzi na bazie, rozpakowało nam palety z folii… Na brzegu nawaliło już tyle lodu (i ciągle dopycha nowy), że nawet nie możemy zmierzyć temperatury wody, bo nie da się do niej dotrzeć. Aura za oknem na razie skutecznie blokuje też przyjazd delegacji dyrektorów z IGFu (to akurat nas nie smuci, hehe). Jednak mając w perspektywie, że jutro w nocy do naszego fiordu powinien zawitać Horyzont (którym prawdopodobnie aktualnie miota jak szatan na morzu) deszczowa wiatroda to duże zmartwienie.

Czekamy więc na rozwój wypadków. Może się okazać, że Horyzont przypłynie później – zależy jak bardzo będzie nim miotać. Może się okazać, że przypłynie terminowo, ale stanie na kotwicy gdzieś daleko w fiordzie – wtedy cała akcja rozładunku będzie wstrzymana. Może Wam się wydawać, że to wszystko żaden problem – przecież można poczekać dzień, dwa, tydzień… niby tak, ale logistyka jest tu dużo bardziej złożona. Horyzont nie tylko wiezie nasze zapasy, ale robi też za transport dla ekip wracających z Hornsundu do Polski (samolotem z Longier), zabiera też ludzi którzy przylatują do Longier, poza tym jeszcze trzeba załadować paliwo (bo norweski tankowiec, który miał nam je przywieźć się popsuł) i inne rzeczy. Opóźnienia oznaczają przebukowania biletów, konieczność noclegów w Longier czy u nas w stacji (dla ekip „gościnnych”), zmiany urlopów, itp. Itd. Chociaż tak naprawdę, dla osób, które tu przyjeżdżają, nie jest to nic nadzwyczajnego. Tak tu jest i każdy trochę się z tym liczy. Jak wieje, to zamówiony speedboat nie przypłynie i możesz na niego czekać dzień, dwa albo i tydzień, i w drugą stronę to samo. Uroki podróżowania na Spitzu.
Być może ciekawi Was, a ileż to w takim razie może wiać za naszym oknem. Otóż wieje średnio 15-20 m/s, a w porywach do 31 m/s. Kto szybko przelicza jednostki, ten wie, że 31 m/s to ponad 110 km/h – czyli trochę wieje ;) W Polsce takie wiatry wzbudzają już niezłe emocje, tutaj natomiast… dzień jak co dzień :) Co prawda, jeśli do tych 110 km dorzucicie deszcz, który towarzyszy nam od wczoraj, to jest w sumie mało przyjemnie. Kiedy wychodzę po deszczomierz (dzisiaj akurat mam dyżur meteo) to trochę mnie te porywy przesuwają w różnych nieoczekiwanych kierunkach. Biorąc pod uwagę, że zimą potrafi wiać tutaj ze 2x mocniej, zaczynam się zastanawiać, żeby chłopaki mi założyli jakieś poręcze, co by mnie nie zwiało :P
 
Tymczasem idę się uzbroić, bo zaraz obserwacja i muszę dotrzeć do termometru, który mierzy temperaturę na głębokości 1 m. A Wam życzę szczęśliwej wiatrody! :)

CONVERSATION

1 komentarze:

  1. Dużo jedz między dyżurami. Może jak więcej masy zrobisz, to tak szybko Cię nie porwie :P

    OdpowiedzUsuń

Back
to top