Ksiądz w dom

O najważniejszym, czyli o ślubie, już wam opowiedziałam. To jeszcze kilka słów o wydarzeniu, do którego „przykleił” się ślub, czyli słynnej wizycie księdza.
Ksiądz Marek na co dzień opiekuje się owieczkami w Tromso, ale dwa razy do roku – przed świętami Bożego Narodzenia oraz Wielkiej Nocy, mobilizuje siły i organizuje wizytę na naszej stacji.
Dla nas to nie lada gratka, ponieważ ta świąteczna wizyta nie mogła by dojść do skutku bez (mojego ulubionego) śmigłowca, a jak przylatuje śmigło, to otwiera się ostatnie w tym roku okno transferowe! :) Każdy więc czeka na ostatnie zamówione paczki, bo w dobie komunikatorów i e-maili na pocztę to może już mniej, ale pojawia się i taka. I może właśnie ze względu na to, że mamy erę komunikacji elektronicznej, taka „starodawna” żeby nie powiedzieć „oldschoolowa” poczta smakuje najlepiej. Można pomacać znaczek, obejrzeć pieczątkę i ocenić po potarganiu kartki ileż ta poczta przeszła.
Także poczta.
Poza tym mamy możliwość dokonania niewielkich zakupów „świeżej” żywności – przyleciały więc do nas upragnione pomidory (nasze na razie nieśmiało zbierają się do zakwitnięcia), sałaty, kapusta pekińska, trochę jabłek, pomarańczy, bananów czy kiwi. Szał! Jak miło jest zjeść sobie sałatkę do obiadu. Mniam mniam mniam. Niestety budżet na takie zakupy stacja ma skromny, (tzn. skromny jak na ceny w jedynym i najbardziej wysuniętym na północ supermarkecie), więc z grudniowych zakupów aktualnie zostało już tylko trochę jabłek i pomarańczy. Następne pomidory dopiero na wiosnę…
Co jeszcze? Razem z księdzem Markiem zawsze przylatuje luterański pastor z Longyearbyen - Leif Magne Helgesen. Poza tym obecna jest zawsze ekipa śmigłowca – minimum 3 osoby (2 pilotów i „techniczny”), policjant, ludzie z biura gubernatora, Gubernator Svalbardu (od 2015 r. jest nim pani Kjerstin Askholt – niezmiernie sympatyczna kobieta). Mamy więc całkiem sporo gości (ok. 10 osób), wśród których zawsze są tacy, którzy są na naszej stacji po raz pierwszy. Nie oszukujmy się, dla nich wizyta śmigłowcem w polskiej stacji polarnej to też bardzo ciekawa wycieczka.  Jest więc okazja do różnych interesujących rozmów. Oni są ciekawi czym się zajmujemy i jak nam się tu żyje i vice versa. Ja nieustannie męczę pilotów mojego ulubionego śmigłowca, o to jak się prowadzi taką maszynę i czy to aby bardzo trudne? ;)
Norwegowie przywożą nam też w prezencie tradycyjne norweskie ciasto świąteczne – kransekake. Wygląda jak wielka piramida ułożona ze słodkich obwarzanków (najczęściej ok. 18 poziomów lub więcej) – jest to bowiem ciasto marcepanowe. Jak dla mnie okrutnie słodkie i o charakterze lekkiej „mordoklejki”. Kransekake jak się okazało, jest też typowym ciastem weselnym – także jak znalazł, jeśli chodzi o tegoroczną wizytę (zwłaszcza, że zapomnieliśmy podać tortu weselnego). Ciasto udekorowane jest lukrem oraz norweskimi flagami i „cukierkami”. Cukierki jednak tylko wyglądają jak cukierki – po pociągnięciu za końce, następuje głośny „wybuch” i odkrywasz kolorową papierową koronę oraz dowcip. Z pomocą Norwegów próbowaliśmy odczytać dowcipy, ale niektóre były w szwedzkim dialekcie i trudno było przetłumaczyć o co chodzi :P

CONVERSATION

0 komentarze:

Prześlij komentarz

Back
to top