Szurfing, to nie literówka, ani węgierska odmiana surfingu. Chciałoby się napisać, że to sposób na życie… na lodowcu, ale też nie bardzo. Czym zatem jest szurfing? Zacznijmy od etymologii tego słowa – wywodzi się od słowa szurf (z niemieckiego), czyli „szybik poszukiwawczy” (tak głosi encyklopedia PWN – naprawdę!). Bardziej zrozumiale można by to określić mianem odkrywki, a po ludzku dołem w ziemi lub w moim polarnym przypadku… w lodowcu, bo przecież tutaj to tylko albo skały albo lód...
Także szurf to w przypadku tej historii taki dół na lodowcu (patrz zdjęcia). To pewnie nadal mało satysfakcjonująca dla Was odpowiedź.
Witajcie w szurfie na 9-tce. Jak zwykle: 1 kopie, 6 się patrzy ;)
|
Co oznacza zatem szurfing w praktyce? Że pakujesz termos, jedzenie, kurtkę puchową, dobry humor i… łopatę, wsiadasz na skuter i jedziesz na jakieś 12 h na lodowiec, tylko po to, żeby kopać na nim doły, w tym jeden taki głęboki na 4 metry. Tym sposobem 10 osób, przez jakieś 8 h kopie wielki dół na lodowcu (ok. 4 m głębokości, 3 m długości i 2 m szerokości), żeby potem w 30 minut opisać jak zmienia się struktura śniegu i lodu. To jeszcze nie koniec. Ten wielki dół trzeba jeszcze zakopać :) Dobra, może nie tak zupełnie – przecież na lodowcu śnieg zrobi swoje.
Kolejka do kopania
|
Tzw. badactwo :)
|
W szurfie byłam i ja :) O północy przerzuciłam strzelbę przez plecy, zapięłam pas z rakietnicą i radiem, spakowałam termos, ciastka, łapawice… założyłam kombinezon skuterowy i kask (ZEUS – poczuj MOC!), odpaliłam mojego polarnego rumaka (skuter) i puściłam się galopem przez moreny. Wiosna na Spitsbergenie ma ten wspaniały plus, że w tym czasie (a było to już pod koniec kwietnia) cały czas jest już jasno - trwa dzień polarny. Nie musisz obawiać się, że dogoni Cię zmrok, możesz za to ścigać się ze słońcem i arktycznym wiatrem... tylko Ty i bezkres bieli... jest w tym coś fantastycznego, uwierzcie mi.
W drodze na szurfy...
|
Wielki zajazd szurfowy :)
|
Tym sposobem dotarłam do ekip szurfujących na lodowcu Hansa. Szurf kopałam, siedziałam nad szurfem i w szurfie, tańczyłam dookoła szurfu i weń wskakiwałam, a na samym końcu nawet notowałam wyniki nauki polskiej ;) Choć nie było lekko, to dobrze się bawiłam, bo w szurfie można spotkać fajnych ludzi, a dzięki postępowi technologicznemu i przenośnym głośnikom również posłuchać dobrej muzyki. Wszystko to po to, żeby o 5 rano znowu wskoczyć na skuter i podziwiając „wschód” niezachodzącego tutaj słońca pognać do ciepłej stacji.
Tak się właśnie szurfuje na Hansie, a kto nie był, ten trąba! ;)
0 komentarze:
Prześlij komentarz