Reaktywacja

Stało się, mrożone kopytka naprawdę zamarzły. Mea culpa.
Ale przyszła wiosna, śnieg się topi, ziemia rozmarza, czas więc i rozmrozić kopytka.
Najpierw nie miałam weny, a potem przyjechali wiosennicy i już nie miałam czasu… a teraz… Teraz patrzę na kalendarz i oczom nie wierzę – za 21 dni (DNI! Tak! Nie tygodni, ani nie miesięcy!) za oknem pojawi się Horyzont II. Ruszył zegar z odliczaniem. Zaczynają się myśli o powrocie. Za jakieś 3 tygodnie trzeba będzie zacząć się pakować, a nie będzie prosto – rzeczy przybyło, a część kartonów poszła z dymem w spalarni. Trzeba będzie opuścić przytulną pieczarę polarnika i przenieść się na „letnie” salony.
I muszę Wam powiedzieć, że to wszystko jest BARDZO DZIWNE. Przecież miałam tu siedzieć ponad ROK – a to już? Koniec? Jak to? Przecież jeszcze tyle nie zrealizowanych planów i pomysłów, jeszcze tyle miejsc do odwiedzenia. Może tylko jak patrzę w lustro to jakoś więcej włosia, co może sugerować znaczny upływ czasu, ale przecież na zimę trzeba mieć więcej futra, bo zimno. 
Za oknem coraz cieplej i coraz bardziej kolorowo. Śnieg znika w oczach, tundra rozmarza… a ja rozmrażam Mrożone Kopytka. Czy da się je zjeść czy wyjdzie kopytkowa pulpa? Zobaczymy.

CONVERSATION

3 komentarze:

  1. Kopytkową pulpę też zjemy! Z Burakiem ;) Ściski - Izabela.

    OdpowiedzUsuń
  2. A jak z Burakiem, to najlepiej we Wtorek! :D

    OdpowiedzUsuń

Back
to top