Idzie wiosna!

Marzec pojawił się znienacka… słońce zagląda mi do okna, oświetlając naszą arktyczną krainę. We wtorek przed stacją wylądowało śmigło – to śmigło, o którym pisałam w grudniu, że kolejne dopiero na wiosnę…  tak, to JUŻ. Świąteczna wizyta księdza oraz dostawa odrobiny świeżych produktów – chyba każdy marzył już trochę o pomidorze, świeżym ogórku albo jabłku. Wtorkowa wizyta była też „oficjalnym” otwarciem sezonu gości na naszej stacji. Chociaż nieoficjalnie, sezon rozpoczęła w lutym norweska straż przybrzeżna (o czym za chwilę).
Gości, czyli tzw. wiosenników przywitamy już na początku kwietnia, kiedy to powinna pojawić się pierwsza ekipa badawcza, która zostanie z nami przez kilka tygodni. Tym samym zakończymy okres „izolacji”, a na stacji zacznie się ruch, wzmoży się gwar, pojawią się nowe twarze, nowe historie. A my już nie będziemy mieć całej stacji tylko dla siebie... Co zrobić, nasz czas tutaj powoli zmierza ku końcowi… zostały raptem 4 miesiące…
Także we wtorek na stacji zawitali goście, warzywa, owoce i poczta. Jak przebiegła wizyta? Nie wiem, ponieważ goście zdążyli wysiąść ze śmigłowca, a ja z naszym geodetą do niego wskoczyliśmy, by polecieć do szpitala w Longyearbyean. Do mnie przyplątała się jakaś dziwna skórna zaraza (co to nikt nie wie, co to), a Kuba złamał 2 żebra wpadając do szczeliny na lodowcu (to wiemy dzięki wizycie). Obejrzeli nas i odesłali śmigłowcem na stację – będziemy żyć ;) A lot śmigłem nad Spitsbergenem? Bezcenny :)
Wracając do nieoficjalnego rozpoczęcia sezonu w wykonaniu Kystvakt. W lutym „prawie” odwiedziła nas norweska straż przybrzeżna. Prawie, bo wpłynęli do naszego fiordu żeby przeczekać wyjątkowo kiepską pogodę, jaka szalała na morzu, ale nie zeszli na ląd ze względu na fale w fiordzie. Plan był taki, że skoro muszą stać w fiordzie, to wpadną na stację na kawę (a ja standardowo negocjowałam możliwość zwiedzenia ich okrętu ;). W trakcie „umawiania się” na wizytę zapytali czy czegoś nie potrzebujemy, na co ja, że nie pogardzilibyśmy świeżymi warzywami i owocami. Chłopaki powiedzieli, że zobaczą, co da się zrobić. Próbowali dwa dni, ale fale przy brzegu były na tyle duże, że nie odważyli się zdesantować na brzeg. My tu w stacji z kawą i świeżo upieczonym dla nich ciastem, a oni na wodzie z warzywami dla nas... Mimo, że do oficjalnej wizyty nie doszło, to chłopaki z Kystvaktu przekazali nam paczkę z zaopatrzeniem – kochani! Nie tylko było w niej trochę warzyw i owoców, ale też tradycyjne norweskie „rybne ciastka” oraz ciasto upieczone przez oficera od nawigacji :)
Przekazanie „paczki” było małym wyzwaniem, ale z pomocą kombinezonów, lin i bosaków udało się odebrać skrzynię oraz przekazać w podzięce mały prezent od nas dla ekipy na statku. Statek też wart uwagi, bowiem odwiedziła nas jednostka KV Svalbard - patrolowiec i lodołamacz Norweskiej Straży Wybrzeża. Jest to największy norweski okręt pod względem tonażu i jedyny, zdolny do łamania lodu. Udało mi się zrobić, marne, bo marne, ale zdjęcie tej jednostce. Jednak załączam też zdjęcie ze strony Kystvaktu, gdzie można sobie obejrzeć go bardziej szczegółowo.
 
KV Svalbard w pełnej okazałości

 

CONVERSATION

2 komentarze:

  1. Anula, od razu przyznaj, że ta zaraza to kropki wymalowane flamastrem na ciele ... czego się nie robi żeby przelecieć śmigłem nad Spitsbergenem ;)))

    OdpowiedzUsuń

Back
to top