Wiosna

Jak wygląda wiosna na Spitsbergenie? I gdzie byłam, jak mnie nie było na Kopytkach?
Tutaj w Hornsundzie, kwiecień to w zasadzie bardziej zima, niż wiosna, ale jaka! Niesamowita! Kwiecień charakteryzuje się tutaj zazwyczaj piękną, stabilną pogodą. W praktyce oznacza to słońce (praktycznie przez całą dobę), mróz (nie taki straszny) i śnieg (wcale nie tak dużo). Jest więc prawdziwie biało, a że najbliższa cywilizacja jest 140 km na północ od nas, to biel ta jest nieskazitelna. Poza tym można obserwować powracające życie – pojawiają się pierwsze ptaki i wreszcie słychać coś więcej niż tylko wiatr, trzeszczący w zatoce lód i szum fal. Z tego wszystkiego najważniejsze jest jednak światło – słońce sprawia, że krajobraz jest iście bajkowy. Jest mroźno, ale bez przesady, -12°C to przecież bywa i w Warszawie. Należy tylko pamiętać o wietrze – przy -12°C i wietrze 10 m/s z tych -12°C robi nam się ok -25°C, a do odmrożenia wystarczy 30 minut.
Temperatura odczuwalna w zależności od temperatury i prędkości wiatru [źródło: www.slo5.edu.pl ]
Na wiosnę również w samej stacji budzi się życie – to okres, kiedy przybywają pierwsi goście, czyli tzw. wiosennicy. W tym roku pierwsi dotarli do nas 6 kwietnia. I nagle, z dnia na dzień na stacji z 10 osób zrobiło się 21. Z jednej strony fajnie – nowi ludzie, nowe historie i możliwości. Z drugiej natomiast muszę powiedzieć, że dla nas zimowników to był lekki szok kulturowy. Przez te kilka miesięcy wyrobiliśmy sobie własny rytm i zwyczaje. Przyzwyczailiśmy się do tego, że zasadniczo jest cisza, spokój i porządek. Pojawienie się 11 nowych osób na stacji to trochę jak trzęsienie ziemi. Idziesz do kuchni w niedzielę o 10, przyzwyczajona, że poza dyżurnym w mesie nikogo tam nie będzie, a tu w mesie tłum, w jadalni tłum i w kuchni też tłum! Gary porozwalane, jedzenie nie schowane do lodówki, nie można się wyciągnąć w spokoju na kanapie, bo zajęta… także pierwsze dni były nieco zaskakujące.
Tak wyglądał nasz stół jeszcze na Wielkanoc...
...a tak kilka dni później - i tak wszyscy się nie mieścili na "raz"
Wiosennicy mają też swoje plusy – tegorocznym wielkim plusem był przyjazd kucharza Eugeniusza (również wielkiego – prawie 2m wzrostu), który zostanie z nami już do samego końca. Dzięki Gieniowi, nie musimy już gotować obiadów na dyżurach – yeeeee! Co było szczególnie ważne w momencie wiosennego apogeum, kiedy na stacji było ponad 30 osób i wszystkie bardzo głodne ;) Poza tym wiosennicy to też dostawa świeżych warzyw i owoców - o ile te przetrwają podróż. Nie jest to takie oczywiste, zważywszy, że tegoroczni goście dotarli do stacji... na skuterach. W praktyce to jakieś 240 km jazdy przez lodowce, gdzie temperatura często spada poniżej -20°C (dodajcie do tego wiatr) po śnieżno-lodowych wertepach. Jak wyglądały nasze owoce po podróży prezentują poniższe zdjęcia:
Tak wyglądają banany po arktycznej podróży :)
 Wróćmy jeszcze na chwilę do wiosenników. To nikt inny jak ludzie, którzy przyjeżdżają tu pracować: większość z nich to pracownicy naukowi albo doktoranci, ale zdarzają się też np. ekipy filmowe. Ponieważ też większość z nich przyjeżdża tutaj minimum na 2 tygodnie, to jest okazja by dowiedzieć się czym się zajmują i pojechać z nimi w teren. I właśnie tym się głównie zajmowałam wiosenną porą – kopałam szurfy, skanowałam moreny, jeździłam na lodowce, robiłam profile śnieżne i gadałam do rana :) W przerwach oczywiście miałam też swoją robotę i poza tym uczyłam się jeździć na nartach i snowboardzie :)
 

CONVERSATION

0 komentarze:

Prześlij komentarz

Back
to top