Tak oto dojechaliśmy do najciemniejszego punktu wyprawy. Przesilenie zimowe. Narzekacie, że u Was tak ciemno cały dzień? U nas dzisiaj noc trwa 15 godzin (dokładnie 14 godzin 59 minut), kolejne 5 godzin przypada na zmierzch astronomiczny (to w zasadzie również noc, bo dla naszego oka, jest równie ciemno), a pozostałe 4 godziny to zmierzch nawigacyjny (czyli da się zobaczyć lekko podświetlony kawałek nieba w okolicach 12:00, na tyle, żeby zobaczyć kontur gór). Podsumowując, ciemno jest tylko przez 20 godzin! Czasem świeci też księżyc (nasze „nocne, czarne” słońce), a jak jeszcze dojdzie do tego zorza to już w ogóle można sobie przypomnieć, że człowiek czasem rzuca cień! Ta noc polarna to jednak przereklamowana… Natomiast już od jutra możemy zacząć śpiewać „Iść, ciągle iść w stronę słońca…”, bowiem z każdym dniem, ta słaba poświata, którą czasem (zgadujcie dlaczego… chmury, chmury…) możemy zobaczyć w samo południe, będzie się stawać coraz jaśniejsza i z każdym dniem będzie trwać ciut dłużej. Chociaż jakby to przeanalizować, to w zasadzie nie my będziemy iść w stronę słońca, tylko słońce będzie iść do nas. Na romantyczną randkę ze Słońcem umawiamy się na 12 lutego (akurat przed walentynkami), kiedy nadstawiać będziemy nasze wyblakłe lica, aby popieścił je pierwszy, delikatny promyk Słońca. Chyba, że… pewnie już wiecie, zaczyna się na „ch” ;) CHMURY!
Hornsund w środku nocy polarnej i księżycem w tle |
To jednak dopiero za "chwilę", a za "sekundę" Święta! Wracamy więc do gotowania!
Czarne słońce Hornsundu... |
0 komentarze:
Prześlij komentarz