ACHTUNG!

Arktyka. Spitsbergen. Stacja polarna gdzieś na totalnym odludziu. Dookoła nic, tylko mróz, śnieg, lód i niedźwiedzie polarne. Brzmi groźnie, prawda? Wyprawa polarna! Część osób słysząc to, z automatu wyobraża sobie wyprawy pokroju Shackletona albo Amundsena. Heroiczni śmiałkowie (lub też wariaci, jak kto woli) zmagający się z ekstremalnymi mrozami (co najmniej rzędu -30 C), smagani arktycznym wiatrem (wiejącym co najmniej 100 km/h) i ścigani przez niedźwiedzie polarne (co najmniej bardzo wygłodniałe). Mówiąc krótko: niebezpieczeństwo czyha na każdym kroku!

Współcześnie, powiedziałabym, że największe zagrożenie dla polarników może stanowić… kolega z wyprawy, któremu zje się ostatni ulubiony batonik lub… brak internetu bądź prądu ;) No dobra, tak naprawdę to realnym zagrożeniem są oczywiście niedźwiedzie polarne. Choć w okolicach stacji spotyka się je już coraz rzadziej (średnio kilkanaście razy w roku), to jednak nadal nigdy nie wiesz, kiedy jakiś się tutaj zabłąka i w jakim akurat nastroju będzie (wiem co mówię – doświadczyłam tego osobiście). Nie bez powodu wszędzie poruszamy się uzbrojeni w pistolety sygnałowe i sztucery z ostrą amunicją. I dobrze, bo tego lata, a właściwie to tej jesieni, okazało się, że broń jest potrzebna, bo niebezpieczne są nie tylko niedźwiedzie, ale również… uwaga, uwaga… renifery. Tak! RENIFERY! To nie jest przejęzyczenie. Renifery, zwane przeze mnie roboczo „głupolami” (serio, tak się zachowują…) choć wyglądają słodko (spójrzcie na te pyski!) i niewinnie, to jak się okazuje, potrafią mieć mordercze zapędy. Przekonał się o tym pewien pan profesor, który jest doświadczonym polarnikiem ispędził pół życia w Hornsundzie. Nieświadomy zagrożenia spokojnie przemierzał tundrę wraz ze swoim studentem. Po drodze mijali renifera – dzień jak co dzień tutaj. Z zasady te urocze głupole boją się własnego cienia, a głośniejsze kichnięcie w odległości kilku metrów sprawia, że uciekają w popłochu o mało nie gubiąc własnych kopyt. Młode renifery natomiast bywają czasem ciekawe, co to za dziwne stwory na dwóch nogach kręcą się po tundrze i pachną jakoś inaczej. Te młode, przy odrobinie szczęścia i cierpliwości, potrafią podejść do człowieka dosłownie na wyciągnięcie ręki. Żeby tak się stało, należy zachować całkowity bezruch, bo wystarczy mocniej mrugnąć, a już będą uciekać z dzikim przerażeniem w oczach. Cud, że nie łamią sobie przy tym nóg!

Wróćmy jednak do historii pana profesora. Mijany renifer zaczął podchodzić w ich kierunku. Coraz bliżej i coraz szybciej. Patrząc na zdjęcia tych głupoli, trudno sobie wyobrazić, żeby mógł mieć mord w oczach, ale kiedy był już blisko, było wiadomo, że idzie prosto na profesora. Ten, nieco zmieszany zachowaniem renifera (a zna się trochę na tym, ponieważ jest to również doświadczony myśliwy), nie spodziewał się, że będzie musiał użyć broni do samoobrony. Walka była sroga, czego dowodem były nie tylko siniaki profesora (oberwał nieco porożem) ale i sztucer, który… się połamał na reniferze (swoją drogą co za tandeta!). Potyczkę wygrał profesor, ale chyba tylko dlatego, że wiedział dokładnie, gdzie jest najczulszy punkt w który należy uderzyć. Co nie zmienia faktu, że sam był w szoku, że został zaatakowany. Zdarzenie o tyle nietypowe, że do Gubernatora Svalbardu została wysłana notatka, bo po pierwsze rozwalony sztucer, a po drugie, było podejrzenie, że renifer mógł być zarażony wścieklizną (to się podobno czasem zdarza). Biuro Gubernatora jednak szybko rozwiało wątpliwości – okazało się, że to nie wścieklizna tylko… hormony. Mówiąc kolokwialnie, renifer „poczuł miętę” do profesora ;) Jak to mówią, nie liczy się płeć, wygląd, wiek itp., wszak liczy się uczucie! I tak jak wspomniałam, było to na tyle nietypowe zdarzenie, że… napisali o tym nawet w lokalnej prasie :D 

Zrzut artykułu ze Svalbardposten
W tłumaczeniu Googla... :)

Renifer przeżył, gdyż zniknął z miejsca swojego miłosnego uniesienia, na stacji natomiast zapanował: „renifer-terror”. Wszyscy nagle zaczęli patrzeć nieufnie na te pocieszne istoty, a widok zbliżającego się renifera zaczął wywoływać u niektórych przerażenie. W końcu nigdy nie wiesz, kiedy Cię jakiś zaatakuje (mniejsza o to czy z miłości czy z wścieklizny...). Na wszelki wypadek może jednak lepiej omijać głupole z daleka. Niedźwiedzie, renifery… ciekawe co może nas spotkać ze strony lisów polarnych tej zimy? Jak pisał pan Krzysztof Kościelski:

 „Wiedz, że zwodnicze są lica
- co kica, bywa zbrodnicze:
Nawet najsłodszy króliczek
Może ci przegryźć tętnicę.”

CONVERSATION

0 komentarze:

Prześlij komentarz

Back
to top